English
Varia
Selekcjonerzy z festiwali
21 maja 2010
Cannes 2010: Dwugłos w kwestii odkryć - wciąż blisko natury

Z Cannes odzywa się Joanna Łapińska, żeby w pośpiechu między seansami wyrecytować listę swoich typów. Znalazł się na niej wspomniany w poprzedniej relacji film Włocha Michelangelo Frammartino Le quattro volte, chyba najmocniej wpisujący się w pewien filmowy trop, który na tegorocznym festiwalu pojawia się wyjątkowo często. Człowiek w filmach wielu obecnych w Cannes reżyserów zaczyna dostrzegać to, co wokół niego, zbliża się do natury, ale inaczej niż do tej pory, ustępuje miejsca światu, zamieszkującym go nie-ludzkim istotom.

W tym nurcie bliskości znajduje się też kolejne odkrycie, co do którego selekcjonerzy NH są zgodni - Two Gates of Sleep (Directors' Fortnight), amerykański debiut Brytyjczyka z pochodzenia Alistaira Banksa Griffina, historia rozgrywająca się na dalekim, odludnym amerykańskim Południu, gdzieś w lasach Missisipi, gdzie żyją dwaj synowie z umierającą matką. Film dopasowuje się bez zastrzeżeń do nowohoryzontowego wzoru: niemal pozbawiony dialogu, z fabułą przemawiającą głównie przez warstę wizualną przedstawienia, pełen długich, powolnych ujęć, w których codzienne życie ludzi zamienia się w celebrowany rytuał. Młodzi bohaterowie Griffina, jednocześnie silni i bezradni wobec zmian, są jakby wyjęci z kina Herzoga, Alonso (częste skojarzenia z Los muertos), Sokurowa. Kiedy matka umiera, synowie wybierają się w podróż z jej ciałem do odległego miejsca pochówku, by wypełnić ostatnią wolę zmarłej. Film oczywiście podzielił publiczność.

Na liście interesujących projekcji Joanny Łapińskiej znalazły się również swoiste ucieczki: argentyński film Los labios (Un Certain Regard) w reżyserii Ivana Funda i - znanego nam z przeglądu nowego kina argentyńskiego 6. NH - Santiago Lozy (Extraño, 2003; Cuatro mujeres descalzas, 2004), zaskakująca, pełna tajemnic opowieść o trzech kobietach, które przyjeżdżają do podupadającego, prowincjonalnego miasteczka i podejmują pracę w szpitalu, powoli aklimatyzując się w nieprzychylnym otoczeniu. Wymienia też amerykański czarno-biały Shit Year (Directors' Fortnight) Cama Archera z Ellen Barkin w roli sławnej aktorki, która próbuje odciąć się od dotychczasowego życia i w ciszy odludnej posiadłości oddać się świętemu spokojowi. Fiasko tego pomysłu zmusza ją do poszukiwania alternatyw.

Shit Year

Oboje selekcjonerzy NH jako wyróżniające się filmy konkursowe w bardzo tradycyjnym, żeby nie powiedzieć komercyjnym tegorocznym konkursie głównym Cannes wskazują dwa, nakręcone przez znanych doskonale publiczności nowohoryzontowej reżyserów: Szelid teremtes - a Frankenstein terv (Tender Son - The Frankenstein Project) Węgra Kornéla Mundruczó oraz Lung Boonmee raluek chat (Uncle Boonmee Who Can Recall His Past Lives) Apichatponga Weerasethakula z Tajlandii. Do tego stopnia ciekawe, że Roman Gutek obiecał osobiście napisać o nich kilka słów. Joanna Łapińska powtarza zaś, że film Apichatponga jest przepiękny, zanurzony w bliskiej naturze, azjatyckiej tradycji religijnej, dla człowieka Zachodu niepojętej, ściśle związanej z praktyką codzienności, rozlewającej się we wszechogarniający horyzont, w pozbawioną hierarchii przestrzeń życia dzieloną z roślinami, zwierzetami, duchami, reinkarnowanymi duszami. Halucynacyjny - dodaje Roman Gutek - przekraczający granice jednego czasu, jednego ciała, powracający do dzieciństwa, oddalony od hałaśliwego centrum świata. 

Lung Boonmee raluek chat jest częścią multimedialnego projektu artystycznego Weerasethakula Primitive, stworzonego na zamówienie Haus der Kunst w Monachium, FACT Liverpool oraz Animate Projects, wyprodukowanego przez Illuminations Films (Londyn) wspólnie z tajlandzkim studiem reżysera - Kick the Machine. Oprócz pełnometrażowego filmu, pokazywanego w Cannes, składają się na niego krótkometrażówki A Letter to Uncle Boonmee i Phantoms of Nabua oraz przestrzenna instalacja Primitive. Materiał filmowy pochodzi z przygranicznego miasta Nabua, w którym Mekong oddziela Tajlandię od Laosu, z miejsca, będącego świadkiem licznych migracji, konfliktów i rzezi na tle rasowym, nazywanego również "czerwoną strefą", znajdującą się kiedyś pod wpływem komunistycznych idei Mao Zedonga. Miasto jest także nawiedzone, nazywane "miastem wdowy", określenie pochodzi ze starej legendy o duchu kobiety, zabijającej śmiałków, którzy przekroczą próg jej królestwa.

Uncle...

Co do pozostałych projekcji konkursowych - jakże Romana Gutka zawodzą. Kiarostami nakręcił film "burżuazyjny" (Copie Conforme), Łoznica bardzo rozczarował (Szczęście moje). Tymczasem Godard na festiwal nie przyjechał, przysyłając zaledwie liścik. Jego Film Socialisme - chyba najbardziej nowohoryzontowy ze wszystkich festiwalowych razem wziętych - to dzieło raczej z dziedziny wideo-artu, na które niezwykle trudno patrzeć z perspektywy tradycyjnego kina, obsesyjne, hermetyczne, własne, podyktowane totalną wolnością twórczą, która zjada własny ogon, jest w nim wszystko.

Na jeszcze jedną rzecz z pewnością warto zwrócić uwagę - to Año Bisiesto (Leap Year) Michaela Rowe'a (z pochodzenia Australijczyka), kolejnego przedstawiciela coraz bardziej interesującej nowej fali w kinematografii meksykańskiej, hołdującej naturalistycznej konwencji, biorącej na warsztat tematy związane z mrocznymi stronami cielesności, seksualności. Bohaterką filmu Rowe'a jest młoda samotna dziewczyna, która zaprasza do swojego niewielkiego mieszkania coraz to innych, chwilowych kochanków. Wreszcie spotyka mężczyznę, z którym wchodzi w bardzo intensywną sado-masochistyczną relację. Oboje powodowani własnymi traumami brną w ten obsesyjny związek, przekraczając wszelkie granice. Film został zrealizowany z niezwykłą dyscypliną i konsekwencją, kamera niemal nie opuszcza pokoju, w którym rozgrywa się akcja, doskonale oddaje namiętność i jednocześnie przejmującą samotność bohaterów.

Roman Gutek zwrócił też uwagę na pokazywany w Tygodniu Krytyki, zaskakujący, anarchizujący Sound of Noice, szalony muzyczny thriller ze Szwecji w reżyserii Ola Simonssona i Johannesa Stjarne Nilssona. Jego bohaterem jest gang "muzycznych terrorystów", performerów tworzących destrukcyjne, wymierzone w konwencje i mieszczański styl odbioru muzyczne instalacje w przestrzeni publicznej.

(notowała Agnieszka Szeffel)

 

Tadeusz Sobolewski o Szczęściu moim Siergieja Łoznicy

(Świat jako dom zły; GW)

Janusz Wróblewski o Godardzie

(Socjalizm Jean-Luca Godarda niewypałem; Polityka)

Tadeusz Sobolewski o Godardzie i Kiarostamim

(Msza w hipermarkecie; GW)

Tadeusz Sobolewski o Weerasethakulu

(Wojna, terroryzm i reinkarnacja; GW) 

Screen o festiwalowych filmach:

Tender Son - The Frankenstein Project, reż. Kornél Mundruczó

Uncle Boonmee Who Can Recall His Past Lives, reż. Apichatpong Weerasethakul

Shit Year, reż. Cam Archer

Leap Year, reż. Michael Rowe

Los labios, reż. Ivan Fund, Santiago Loza

Film Socialisme, reż. Jean-Luc Godard

Moje NH
Strona archiwalna 11. edycji (2011 rok)
Przejdź do strony aktualnej edycji festiwalu:
www.nowehoryzonty.pl
Nawigator
Lipiec 2011
PWŚCPSN
181920 21 22 23 24
25 26 27 28 29 30 31
Skocz do cyklu
Szukaj
filmu / reżysera / koncertu
 
Kalendarium Indeks filmów Mój plan Scena T-Mobile Music
© Stowarzyszenie Nowe Horyzonty
festiwal@nowehoryzonty.pl
www.nowehoryzonty.pl
realizacja: Pracownia Pakamera