English
Varia

Prawdziwe męstwo reż. Ethan Coen, Joel CoenPrawdziwe męstwo reż. Ethan Coen, Joel Coen
Jakub Wencel: Dyliżans zatrzymany

Rooster Cogburn musi być więc jej charakterologicznym przeciwieństwem, chodzącym stereotypem posępnego strażnika sprawiedliwości na dzikim zachodzie. Jest to jednak stereotyp rozciągnięty w czasie trwania, rozwoju całej opowieści, który kiełkuje w pełnym tego słowa znaczeniu dopiero w ostatnich kilkunastu minutach filmu. Dojrzewanie, osiąganie konkretnych ideałów zachodzi tutaj również zstępująco - poprzez przemycony niejako w kontekstualnych didaskaliach powrót do źródeł, ratunek dla gatunku w postaci samego aktu zaistnienia historii tego rodzaju na kinowym ekranie. Z kolei LaBoeuff, który również zrzuca z siebie z czasem etykietę fircykowatości, brutalnie pozbawiony własnego języka staje się nieco prześmiewczym zarzutem wymierzonym w puste słowa i zbędne, hamujące tak naprawdę proces zmian na lepsze, kulturowe konwenanse, tak charakterystyczne dla mitologii rewolweru i ostróg. Choć ma on swój ogromny wkład w pomoc Mattie, do końca okrywa go cień delikatnego komizmu; sepleniący i komiksowo ubrany strażnik Teksasu nie jest w finałowych scenach tym bohaterem, który ratuje życie dziewczynce.

Inaczej potraktowane jest dyżurne straszydło, czarny charakter obrazu Tom Chaney. Jako że progresja charakterologiczna w idealnie uporządkowanym (w kategoriach ideałów) świecie przebiega tylko jednokierunkowo, ku lepszemu, w żadnym momencie nie przybiera on wiarygodnych rysów pełnoprawnej postaci. Pełni on raczej funkcję urzeczywistniającego się zagrożenia, z którym Mattie mimo pałania żądzą zemsty za śmierć swego ojca, jest nie do końca gotowa się zmierzyć. Konfrontacja z nim utwierdza ją tylko w przekonaniu o słuszności swoich motywacji, konieczności pociągnięcia złoczyńcy do sprawiedliwości, co nie mogłoby się stać bez jej udziału. Chaney jest koniecznym dla ewolucji bohaterów katalizatorem ich przemiany, udowodnienia swojego prawdziwego męstwa. Żaden western nie obejdzie się bez czarnego charakteru, tak i Cogburn z LaBoeuffem nie mogą odkryć w sobie swojej odwagi bez prowokacji w postaci Chaneya. Jego faktyczny fizyczny udział w fabularnej kompozycji filmu jest (do ścisłego finału) na tyle marginalny, że można zredukować jego funkcję w kontekście tego, co da historii najistotniejsze, niemal wyłącznie do koniecznego czynnika wywabiającego bohaterów ze swoich charakterologicznych twierdz - i staje się pretekstem do przedstawienia znacznie bardziej wyszukanej opowieści niż traktat o zemście.

Oczywistość fabularna obrazu braci Coenów jest więc - choć faktyczna - znacznie subtelniejsza niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Jest ona wpleciona w film w sposób zdecydowanie świadomy, z odpowiednio położonymi akcentami i ze współgrającym z historią sznytem realizatorskim. Wkrada się tu jednak pewna nerwowość, oczekiwanie, nie do końca znajdujące swoje rozwiązanie przy zagłębianiu się w czysto fabularne aspekty produkcji. Oglądając "Prawdziwe męstwo" do końca oczekujemy jakiegoś zwrotu akcji, drgnięcia fundamentów i przede wszystkim pewnego rodzaju meta-filmowego komentarza ze strony twórców, wplecionego gdzieś pomiędzy kadry, które wyjaśniłoby nam dlaczego zrealizowali swój projekt tu i teraz, właśnie w takiej formie i - co najważniejsze - dlaczego wygląda on, jak wygląda. Same nazwiska reżyserów są tutaj prowokacją. Na pozór jedynie charakterystyczna wrażliwość wizualna, subtelnie autoszydercza maniera aktorska (choć tutaj nieco przygaszona) i pojedyncza scena, gdzie bohaterowie spotykają podróżnego znachora ubranego w niedźwiedzią skórę przywołuje znajome tony surrealizmu, mają punkty wspólne z "Big Lebowskim" czy "Poważnym człowiekiem".

Nic bardziej mylnego, bo "Prawdziwe męstwo" jest jak najbardziej filmem Coenów, tyle że w interpretacji raczej kontekstualnej, a nie esencjalnej. Poszukiwana nieszablonowość tkwi tu bowiem w przyczynach stworzenia filmu właśnie teraz i właśnie tutaj; biorąc na warsztat niezwykle szanowany materiał i ostentacyjnie umieszczając stworzoną na jego bazie, własną jego reinterpretację we współczesną rzeczywistość kina głównego nurtu. To żart znacznie bardziej wysublimowany niż można było się spodziewać; problem w tym, że nie do końca namacalnie wyczuwalny przy kontakcie z samym filmem i tylko filmem. Historia "Prawdziwego męstwa" jest bowiem na tyle prosta i fabularnie zamknięta, że bez zarzutów funkcjonuje po prostu jako stylowy western i gdzie większość niuansów interpretacyjnych kryje się w warstwie igrania opowieści ze schematami własnego gatunku; a igraszki te są o tyle dalekie od prowokacyjności, że afirmujące komentowane konwenanse. Wysuwają się jednak one na pierwszy plan przy analizie kontekstu, a kilka elementów fabuły nabiera w tym świetle ubogaconego znaczenia.

Najwymowniejsze jest w tym wypadku ostatnie ujęcie filmu; czterdziestoletnia Mattie po śmierci Cogburna, swojego bohatera z przeszłości, odchodzi w stronę zachmurzonego nieba. To ujęcie jawnie westernowe, przetłumaczone na realia już absolutnie niewesternowej rzeczywistości. Bohaterka jest już kobietą zupełnie dojrzałą, noszącą w sobie wieloletnie życiowe doświadczenie, doskonale świadomą cudzysłowu okalającego wydarzenia z jej młodości. Jaki jest sens kończenia takiego filmu pesymistyczną, sentymentalną nutą? Śmierć Cogburna jest tutaj tak naprawdę śmiercią westernu jako gatunku; a sięgając jeszcze głębiej śmiercią kina oczywistego, tak głęboko osadzonego w amerykańskiej tradycji srebrnego ekranu. Odejście starzejącej się Mattie jest podsumowaniem przez braci Coenów tego traktatu tęsknoty za naiwnym, ale nie ubogim treściowo, idealizmem, jakiego pochwałą jest w istocie "Prawdziwe męstwo". I to ujęcie jest do bólu współczesne; akcentuje ten imponujący dysonans, jakiego doświadcza współczesny widz wybierając się dzisiaj do kina na tradycjonalistyczny western.

Wszystkie aspekty filmu są - podążając tą linią interpretacji - fantastycznie zsynchronizowane; kompozycja spiętrza się hołdując wyszukanej afirmacji gatunku, trzymając jednak w nie do końca definiowalnym napięciu, co ma swoje zwieńczenie w posępnym zakończeniu. Jest ono, co warto zaznaczyć, nieprzenikalne z resztą opowieści. Ma ono miejsce w zupełnie innych ramach czasowych i kulturowych, a historia snuta przez Mattie żyje własnym życiem, w kategoriach innej logiki i innych paradygmatów kulturowych; nie da się jej ocalić w rozumieniu jej przywrócenia w inne realia (tak jak nie da się odtworzyć boomu na klasycznie rozumiane westerny), ale nie da się również jej zgładzić; czy to przez zapomnienie czy może przez postmodernistyczne reinterpretacje. Mówiąc o ideałach, sama staje się takim ideałem - niedosięgłym w każdym możliwym aspekcie.

Takie postawienie sprawy w linii prostej prowadzi do zrozumienia, czym naprawdę jest "Prawdziwe męstwo" i w jaki sposób zdołało odnieść taki kasowy i krytyczny (a także kulturowy; unikając zarzutów o nieaktualność, tani recykling utartych konwencji i niepotrzebne, powtórne adaptowanie powieści sprzed lat) sukces. To bowiem bohaterska próba braci Coenów ocalenia nie tyle gatunku westernu, co jego imienia, uczciwości w wartościowaniu formuł sprzed lat po zachłyśnięciu się efekciarstwem technologicznym i fabularnym współczesnego kina. Czy nie prowadzi to wprost do taniego sentymentalizmu? Nie, bo nie jest to próba naiwna, ale szokująco dojrzała, w mistrzowski sposób świadoma kulturowego uniwersum znaczeń, w jakim zostaje przeprowadzona. I kończy się ona suckesem. Zamiast groteskowego wskrzeszania umarłych jedni z najbłyskotliwszych, a jednocześnie najbardziej gorzkich ironistów współczesnego kina proponują nam bowiem zbudowanie pięknie oszlifowanego pomnika. Nie tyle chodzi o pamięć, fascynację czystą formą gatunku, ale o szacunek dla dobrych historii. "Prawdziwe męstwo", jeśli jest już traktatem, to właśnie przeciw pozbawionemu umiejętnie skomponowanych opowieści współczesnemu kinu popularnemu.

Tekst był już wcześniej publikowany w serwisie "Książę i żebrak".

Jakub Wencel (ur. 1991) - student filozofii na Uniwersytecie Warszawskim. Publikował teksty o filmie i grach wideo między innymi na łamach serwisów "Filmweb", "Gry-OnLine", "Polygamia". Stale współpracuje z portalem "Książę i żebrak". W latach 2009-2010 autor bloga o tematyce ludologicznej "Videoulipo". Wyróżniony w XIV edycji Konkursu im. Krzysztofa Mętraka.

  1 2
Moje NH
Strona archiwalna 11. edycji (2011 rok)
Przejdź do strony aktualnej edycji festiwalu:
www.nowehoryzonty.pl
Nawigator
Lipiec 2011
PWŚCPSN
181920 21 22 23 24
25 26 27 28 29 30 31
Skocz do cyklu
Szukaj
filmu / reżysera / koncertu
 
Kalendarium Indeks filmów Mój plan Scena T-Mobile Music
© Stowarzyszenie Nowe Horyzonty
festiwal@nowehoryzonty.pl
www.nowehoryzonty.pl
realizacja: Pracownia Pakamera