"Po co mamy oglądać filmy zrobione przez reżysera z dalekiego kraju, który w dodatku nie żyje od 47 lat? Odpowiem krótko - dla zdrowia. (...)
W bardzo ciekawej książce "Obcość przezwyciężona? Film japoński a kultura japońska" Aneta Pierzchała, w eseju poświęconym twórczości Ozu, wskazuje na podstawowe różnice między Wschodem a Zachodem. My, tutaj, w naszej kulturze, jesteśmy opętani szukaniem Sensu i nadawaniem Znaczeń. Nie potrafimy dostrzec rzeczy takimi, jakimi są, bo przygniatamy je "nadbudową", którą tworzymy. Nie chcemy zaakceptować swojej śmiertelności i znikomości, dopisujemy więc metafizyczne przesłania, wymyślamy Boga, zasłaniamy się symbolami, sami próbujemy stać się symbolem bądź ideą, która przetrwa dłużej niż nasze ciało.
Tymczasem kultura japońska zwrócona jest ku pustce, ku nicości (notabene - na grobie Ozu nie ma jego nazwiska, jest tylko znak graficzny oznaczający właśnie pustkę). W buddyjskiej filozofii zen chodzi o "uwolnienie człowieka od tyranii słów i logiki, od opresywnej Pełni", w sztuce haiku - których, w opinii wielu krytyków, filmy Ozu są ekranowym ekwiwalentem - o "zniesienie znaczenia". "Po to, by znaleźć się jak najbliżej tego, co jest samym istnieniem, czystym bytem". Pierzchała łączy twórczość japońskiego reżysera z pojęciem mono-no aware tłumaczonym często jako "patos rzeczy", "żałość rzeczy". "Nie jest to - zastrzega jednak autorka - burzliwa i romantyczna emocja stanowiąca pożywkę dla niepohamowanych wyrazów melancholii czy żalu. Jest to raczej (…) powściągliwy, wytworny wyraz wrażliwości, spokojne uczucie rezygnacji w obliczu piękna świata połączonego z nieuchronnym przeznaczeniem wszystkiego, co żyje".
Powściągliwość, dyskrecja, elegancki dystans charakteryzują filmy Ozu".
Bartosz Żurawiecki: Ozu. Samotność późną jesienią (Dwutygodnik)