Kogo oskarża Kornel Mundruczó? Wywiad Marioli Wiktor z reżyserem filmu Łagodny potwór - projekt Frankenstein (dystrybucja Stowarzyszenie Nowe Horyzonty) w majowym numerze magazynu FILM:
Mariola Wiktor: W powieści Shelley monstrum nie ma imienia. Dopiero w kulturze masowej przyjęło się go określać mianem frankensteina pisanego z małej litery, by w ten sposób odróżnić go od stwórcy Wiktora Frankensteina.
Kornel Mundruczó: W moim filmie przywołuję wielką ideę Mary Shelley, która pokazuje efekt zwierciadła, odbicia. To mit, który żyje poza tekstem. Monstrum i kreator to ta sama osoba. Ta książka jest podróżą w siebie, w głąb swojej świadomości. Nie ma tutaj podziału na bohaterów dobrych i złych. Monstrum i jego twórca są zarazem winowajcami i ofiarami. Mój film to opowieść współczesna. Opowiada o reżyserze filmowym, któremu podczas castingu do nowego filmu przytrafia się tragiczny wypadek. Jedna z dziewcząt ubiegających się o rolę zostaje zamordowana przez swojego ekranowego partnera. Jest nim chłopiec o imieniu Rudi, który okazuje się... synem reżysera. Chłopak zaraz po urodzeniu oddany został do domu dziecka, a ojciec nie wiedział o jego istnieniu. Pozbawiony miłości i akceptacji, nieprzygotowany do życia młody człowiek popełnia kolejne zbrodnie.
M. W.: Oskarżasz rodziców?
K. M.: Tak. Bo to oni stworzyli potwora. Nie dali dziecku miłości, nie nauczyli właściwych relacji ze światem i odrzucili je. Rudi nie jest odpychającą bestią, sprawia raczej wrażenie kogoś bardzo kruchego i bezbronnego. On chce być kochającym synem, ale nie wie, jak to okazać. Jest nieporadny, czysty i niewinny. Kompletnie nie potrafi kontrolować swoich emocji, bo nikt go tego nie nauczył.
Jednak obsadzając siebie w roli reżysera, a więc kreatora rzeczywistości ekranowej, oskarżam też sztukę samą w sobie. Mój bohater bierze na siebie odpowiedzialność. Do symbolicznych narodzin potwora dochodzi właśnie podczas castingu. To wtedy Rudi, zmuszony do wyrażenia własnych uczuć, niepotrafiący ich w sobie odnaleźć, popełnia pierwszą zbrodnię. Ojciec-reżyser nieświadomie prowokuje morderstwo, dopisując tragiczny finał do historii z przeszłości.
Chcę od razu uprzedzić twoje kolejne pytanie - to nie jest w żadnym wypadku moja autobiografia. Chciałem za to pokazać, jak niebezpiecznym zawodem jest bycie reżyserem, kreowanie rzeczywistości, która w pewnym momencie zaczyna żyć własnym życiem, wymyka się spod kontroli.