Selekcjonerzy z festiwali 2009
Jan Topolski: Holenderska gorączka w środku zimy
25 stycznia 2009
null
« nowsza lista

A więc w końcu udało się, wreszcie w Rotterdamie, na jednym z największych i najważniejszych festiwali filmowych świata. Znany nie tylko z groźnego i pięknego Tygrysa, głównej nagrody, ale i ze szczególnej koncentracji na filmach krajów rozwijających się, które wspiera obchodzący w tym roku 20-lecie istnienia Hubert Bals Fund. Rotterdam nieciekawy, szary, deszczowy, co tym bardziej pozwala skupić się na filmach. A jest ich ponad 300 (długometrażowych), katalog liczy 550 gęsto zadrukowanych stron, do miasta przyjechało tysiące gości, samych biletów sprzedaje się tu niemal 350 tysiecy… Jak zwykle od razu pojawia się pytanie - jak się w tym rozeznać, co oglądać, gdzie bywać?

Tu muszę od razu przyznać, że jestem pierwszy raz, że niewątpliwie Roman Gutek czy Joanna Lapińska, pracujący w tym zawodzie i w tej firmie znacznie dłużej, bywalcy nocnych party i kuluarowych koktajli, odsłoniliby więcej sekretów. Ale może właśnie takie świeże spojrzenie będzie dla Was interesujące, jak wszystko wygląda widziane pierwszy raz, jak pracujemy, żeby - zgodnie z reklamowym sloganem - naprawdę wybrać do Wroclawia najciekawsze i najlepsze filmy. Oczywiście festiwal to dopiero pierwsze i wcale nie zawsze najważniejsze ogniwo. Do dziś po półtora roku pracy dziwi mnie, jak wiele może się wydarzyć między "ustami a brzegiem pucharu", między pierwszym olśnieniem po wyjściu z sali kinowej w de Deulene w Rotterdamie, a projekcją w Heliosie we Wroclawiu. Ale o tym przy innej okazji, na razie na bieżąco - między trzecim filmem dzisiejszego dnia (aj, nie wyrabiam normy, jest już czwarta godzina!), a debatą nad nowym kinem tureckim. To wlaśnie między innymi dla tego programu - Young Turkish Cinema przyjechalem tu, by zobaczyć niektóre starsze i najnowsze produkcje, spotkać ludzi, nauczyć się od Ludmily Cvikovej (byla u nas w zeszłym roku w jury), jak to się robi.

Po przyjeździe i otrzymaniu upragnionej akredytacji następuje zawsze całkowita konfuzja - katalog. Pieczołowicie układane w domu listy namierzonych i pożądanych filmów upadają, pewne filmy z nich wypadają, pewne dochodzą. No a potem najbardziej frapujący, moj ulubiony moment festiwalu: układanie swojego kalendarza, godzina po godzinie, dzień po dniu. Nie ma miejsca na pomyłki czy improwizacje, bo kina nie zawsze blisko siebie, a bilety na pokazy publiczne można dostać tylko z jednodniowym wyprzedzeniem. Tu jest łacznie prawie 30 sal w paru multipleksach, projekcje - podobnie jak strona internetowa - dzielone są na te dla profesjonalistów i dla kinomanów. Miejsca różne - super klimatyczne Venster/Lantaren, arthaouse z piwkiem i muzyka live; Cinerama o długich tradycjach i świetnie zaprojektowanych salach; Pathe, wielki, nowoczesny multipleks słynnej firmy dystrybucyjnej oraz parę sal w de Doelen, centrum konferencyjno-artystycznym, głównej siedzibie festiwalu.

Wiec po przyjeździe i otrzymaniu upragnionej akredytacji można wreszcie ruszyć "na filmy"! Miałem świetny początek, jak rzadko: "Last Conversation" Nouda Heerkensa to eksperyment, jakie tygrysy lubią najbardziej! Dojrzała kobieta po zerwaniu z kochankiem jedzie samochodem. Odbiera od niego telefon i przez cały właściwie film tylko rozmawia i jedzie. Ale to wszystko w jednej sekwencji, montowanej z 24 kamer! Operator i aktorka dokonują cudów. A my jesteśmy wciągnięci w niesamowite rekonstrukcje tego, co się stało i co czuje kobieta - bowiem wszystkiego dowiadujemy się ze strzępków dialogu tylko jednej ze stron, z wieloznacznych min i słów.

Poza tym długo oczekiwana premiera "Morphii" Aleksieja Bałabanowa, na którą szliśmy polską ekipą - Roman Gutek, Piotr Kobus (Mañana) i ja. Tym razem "kultowy" rosyjski reżyser ("Brat", "Brat 2", "Ładunek 200") powrócił do scenariusza tragicznie zmarłego, "kultowego" aktora Siergieja Bodrowa Młodszego. Dziwny film, bajkowy i eskapistyczny. Oparty na ponoć prawdziwych zapiskach Michaiła Bułhakowa, rozgrywa się w przededniu Rewolucji, gdzieś w ostępach syberyjskiej tajgi, dokąd trafia młody lekarz swieżo po studiach, by wkrótce wpaść w szpony morfinizmu. To nierealne otoczenie wpływa na konwencję opowieści - napisy rodem z kina niemego, wystylizowana scenografia, wiejski humor. Tylko drastyczne sceny medyczne się z niej wyłamują (pół sali się śmieje, pół jęczy). Całość układa się w dziwną historię inicjacji i nałogu, ale muszę ochłonąć, zdystansować się, ułożyć z tym. Tylko kiedy? Za chwilę debata o kinie tureckim, potem filmy do północy… Do usłyszenia, ciąg dalszy nastąpi.

sobota 24.01.2009

Zapraszamy do dyskusji na forum NH

« nowsza lista

Strona główna  Po 11.NH  Program festiwalu  Aktualności  Festiwal  Muzyka  Wydarzenia specjalne  Przestrzeń NH  Felietony Romana Gutka  Przyjaciele festiwalu  Kontakt

Strona główna - pełna wersja