Nie od dziś wiadomo, że węgierską pomarańczą jest cytryna, o czym przypomina w jednym ze swoich filmów weteran Péter Bacsó. Płonne wydają się więc nadzieje przewodniczącej jury tegorocznego konkursu Węgierskiego Tygodnia Filmowego - Márty Mészáros, narzekającej na pesymizm węgierskiego kina. Sprzyja mu węgierska melancholia, historyczne traumy, nizinna depresja, ciężkie jedzenie, a przede wszystkim pielęgnowane przez Węgrów poczucie inności, wyjątkowości oraz związany z nim lęk mieszkańców azjatyckiej wyspy pośrodku Europy, podtapianej przez morze słowiańszczyzny. Budapeszt to miasto z przeszłości, przypominające zasuszony bukiet w wazonie, z którego wyparowała woda. Nagle ożywiony, przez ostatni tydzień cieszył się narodowym kinem: Magyar Filmszemle odbył się tu już po raz czterdziesty. Imprezę cechuje gościnność, doskonała organizacja i wypoczynkowa atmosfera gdzieś pomiędzy festiwalowymi gigantami - Rotterdamem i Berlinem. O szczegółach pisze nasz korespondent, nowohoryzontowy selekcjoner Jan Topolski, w Budapeszcie po raz drugi. Polecamy!
Jan Topolski: Budapeszt to nie Gdynia
Powyżej - kadr z filmu "Delta", reż. Kornel Mundruczó, 2008