Tydzień temu pisałem o złotej erze kina węgierskiego, która przypadła na drugą połowę lat sześćdziesiątych i początek siedemdziesiątych XX wieku. W tym szczególnym okresie, chyba najlepszym w całej dotychczasowej historii kina, powstały największe arcydzieła światowego kina. W latach sześćdziesiątych film był zjawiskiem dla całej kultury najbardziej reprezentatywnym, starającym się odpowiadać na jej podstawowe pytania i wyrażać główne jej niepokoje. Był to również czas gorących sporów ideologicznych (ich szczyt przypadł na rok 1968) oraz śmiałych eksperymentów formalnych w różnych dziedzinach sztuki.
Janscó na początku był operatorem, pracował w kronice filmowej, zrealizował ponad 30 dokumentów. W fabule debiutował filmem Dzwony powędrowały do Rzymu (1958). W 1963 zrealizował Światło na twarzy - programowy niejako utwór nowego kina węgierskiego. Konsekwentnie poszukiwał własnego stylu, który przyniósł mu uznanie na arenie międzynarodowej. Zrealizowany w 1965 roku film Desperaci stał się jedną z rewelacji festiwalu w Cannes i rozpoczął najświetniejszy okres w dorobku Jancsó. Kolejne tytuły: Gwiazdy na czapkach (1967), Cisza i krzyk (1968), Ożywcze wiatry (j.w) oraz Agnus Dei (1970) przyniosły mu kolejne nagrody i ugruntowały jego pozycję jako czołowego twórcy węgierskiego i jednego z najciekawszych reżyserów europejskiego (i światowego) kina. Pięć ostatnich filmów powszechnie uważanych jest za najlepsze w dorobku węgierskiego mistrza i właśnie je zdecydowaliśmy się pokazać we Wrocławiu.
Istotę swojej sztuki znalazł Jancsó w ukazywaniu działania mechanizmów Wielkiej Historii i człowieka w Historii, człowieka ponoszącego klęskę. W jednym z wywiadów wyznał: "Wydaje mi się, że historii 'w ogóle' nie ma, że jest tylko 'twoja' historia. Każdy historyk wyraża jedynie swój pogląd na temat historii.(...) Nie ma napisanej historii, są tylko zapiski na temat historii". Gyula Hernádi, scenarzysta Jancsó, dodaje: "historia jest zawsze refleksją o samym sobie. A więc każda opowieść historyczna jest w istocie opowieścią o teraźniejszości". Jancsó realizuje filmy historyczne, ale nazywa je "osobistymi" filmami historycznymi. To bardzo własne wypowiedzi określonego w swoich zamiłowaniach artystycznych autora.
W oparciu o wydarzenia historyczne tworzy wizualne, wyrafinowane plastycznie, pełne metafor, kreacyjne spektakle, które mało mają wspólnego z tradycyjnie rozumianym filmem, a które stają się widowiskami czerpiącymi inspiracje z baletu i teatru ulicznego. Często też są określane mianem historiozoficznych przypowieści. Jancsó analizuje w nich skomplikowane procesy społeczne (rewolucja, kontrrewolucja, dyktatura), pokazuje mechanizmy władzy, mechanizmy przemocy, walkę jednostki z systemem, czy włączanie się tej jednostki do ruchów społecznych.
Desperatów, Gwiazdy na czapkach i Ciszę i krzyk krytyka nazwała trylogią. Filmy te pokazują trzy rewolucje - węgierskie lub z losem Węgier związane. Akcja Desperatów wiąże się z Wiosną Ludów, akcja Gwiazd na czapkach z udziałem Węgrów w Rewolucji Październikowej, akcja Ciszy i krzyku - z węgierską rewolucją 1919 roku. We wszystkich filmach pokazany jest koniec walki. Właściwie okres po klęsce. Kiedy panuje terror i jeszcze odbywa się wyłapywanie zwyciężonych.
Następnie nakręcił Miklós Jancsó Ożywcze wiatry, film będący autobiograficzną opowieścią o grupie pionierów, którzy w późnych latach czterdziestych napadali na prowadzone przez kler szkoły, aby pozyskać uczącą się młodzież do sprawy rewolucji. Film jest oryginalną formalnie próbą przedstawienia polemik ideowych i dyskusji o drogach rewolucji, ujętą w formę muzycznego widowiska, w którym zrytmizowany baletowy ruch grup postaci jest głównym elementem filmowej ekspresji.
Zrealizowany dwa lata później utwór Agnus Dei został uznany za trudny, ale jednocześnie fascynujący i niezwykły. Czas akcji ten sam, co w Ciszy i krzyku. Jest rok 1919, upada rewolucja węgierska. Ale w tamtym filmie był jeszcze względnie konkretny, względnie urządzony świat: wieś, jej mieszkańcy, żandarmi, tropieni po wsi rewolucjoniści. Tu niby dzieje się to samo, tylko w pustym polu. Film jest rodzajem spektaklu teatralnego pod otwartym niebem. Jakby postacie przyszły na pustkowie, aby odegrać swoją egzystencję. Zarazem jakby ją odgrywały bardziej dla siebie, niż dla nas, w swoim niejasnym, zrozumiałym tylko dla nich języku.
Oryginalny i osobisty styl Janscó jest wyraźnie rozpoznawalny: w miejsce tradycyjnej intrygi i indywidualnego bohatera - wprowadza reżyser działania grup ludzkich, bohatera zbiorowego; w miejsce psychologii - logikę procesów dziejowych; w miejsce narracji linearnej - narrację paraboliczną, prowadzoną za pośrednictwem nieskończenie długich ujęć i kulistych ruchów kamery, okrążającej grających aktorów; zamiast naturalnego dialogu wprowadza recytacje i redukuje słowo; zamiast normalnej pracy z aktorami - prowadzi ich od sceny do sceny bez jakiejkolwiek informacji na temat "koncepcji postaci". W jego filmach jest wiele przestrzeni: rozległych pejzaży, gładkich murów, zgeometryzowanych brył architektonicznych. Obrazy trwają. Często w oślepiającej bieli. Albo są szare, srebrzyste, niby przysłonięte zmierzchem. Wszystko, co istotne, dzieje się u Jancsó poprzez obraz. Własne i niepowtarzalne cechy stylu jego filmów rodziły groźbę maniery i powtarzalności, ale bez wątpienia dorobek Jancsó jest najdoskonalszą, jak dotąd, próbą stworzenia "czystego kina".
Roman Gutek
Gazeta Wyborcza Wrocław, 4 maja 2009
http://miasta.gazeta.pl/wroclaw/1,89616,6565717,Miklos_Jancso_i_mechanizmy_Wielkiej_Historii.html