Czasami jestem pytany o podanie tytułów ulubionych filmów oraz nazwisk ważnych dla mnie reżyserów. W tych pytaniach zawiera się inne - o istotę kina.
http://miasta.gazeta.pl/wroclaw/1,35750,5160152.html
Czasami jestem pytany o podanie tytułów ulubionych filmów oraz nazwisk ważnych dla mnie reżyserów. W tych pytaniach zawiera się inne - o istotę kina.
Wymieniam rosyjskie Zwierciadło (1974) Andrieja Tarkowskiego, hiszpańskie: Duch roju (1973) Victora Erice oraz Nakarmić kruki (1976) Carlosa Saury, włoski Amarcord (1973) Federico Felliniego, polskie: Sanatorium pod Klepsydrą (1973) Wojciecha Jerzego Hasa oraz Zmory (1978) Wojciecha Marczewskiego. Co łączy powyższe tytuły poza tym, że powstały prawie w tym samym czasie i że oglądałem je, będąc nastolatkiem (wtedy przeżywałem kino najmocniej, wiadomo - młodzieńcza wrażliwość). Wszystkie te utwory to dzieła autorskie, mające często charakter autobiograficzny, mówiące o roli pamięci, pokazujące upływ czasu, będące opowieściami o zderzeniu dziecięcej niewinności z traumatycznymi realiami świata dorosłych, kilka z nich ukazuje przeżycia wywołane oglądanymi w dzieciństwie filmami. Oglądając te dzieła wracałem do swojego dzieciństwa i intensywnie czułem minione chwile. I właśnie to jest moim zdaniem w kinie najpiękniejsze. To jego istota.
W podobnie piękny sposób kreuje obraz własnego dzieciństwa Terence Davies. Ten brytyjski reżyser (ur. 1945) zrealizował zaledwie trzy średnie metraże i pięć filmów pełnometrażowych, jednak stworzył jeden z najbardziej spójnych i wyjątkowych wizerunków filmowych w dziejach kina. Nazywany jest Proustem kina - cała jego twórczość jest obsesyjnie autobiograficzna, zanurzona we wspomnieniach, skupiona na rekonstrukcji ulotnych, ledwie zapamiętanych chwil z przeszłości (nucona przez matkę piosenka, odgłosy padającego w nocy deszczu, prószący śnieg, msze w kościele, wizyty w kinie...). Daviesa fascynuje przede wszystkim fenomen pamięci i właśnie w kinie odnajduje on język, za pomocą którego potrafi dotrzeć do własnej przeszłości. We wszystkich filmach, od składających się na debiutancką trylogię średnich metraży – Trylogię Terence`a Daviesa (1984), poprzez Dalekie głosy, martwe natury (1988) i Koniec długiego dnia (1992), który uznawany jest przez wielu za arcydzieło, aż po pierwszą adaptację w swojej twórczości, Neonową Biblię (1995), Davies rekonstruuje opisywaną epokę w strojach i zachowaniu bohaterów, w wyglądzie domów, pubów i ulic, w dobiegającej zza kadru muzyce. Przekształca pokazywaną rzeczywistość w niepowtarzalne filmowe zdarzenie - subiektywną, poetycką wizję, w której oddaje specyfikę wspomnień, emocji, refleksji nad czasem.
Tak o twórczości Davies`a pisze Michał Oleszczyk - młody polski krytyk i wielki propagator dzieł Brytyjczyka: Davies nie rekonstruuje kolejnych zdarzeń i za nic ma chronologię – jego filmy rządzą się logiką pamiętania, dlatego też Czas zawiesza w nich swoje prawa: nie jest ważne, co nastąpiło „najpierw”, a co „potem”; liczy się tylko odmęt wspomnień, który żyje własnym życiem, przywołanie piękna, które znikło.
Najnowszy film Terence Davies`a „Of Time and the City” o jego rodzinnym Liverpoolu będzie pokazywany za dwa tygodnie na festiwalu w Cannes i mam nadzieję, że w lipcu, razem ze wszystkimi wcześniejszymi filmami, będzie go mogła oglądać także publiczność wrocławskiego festiwalu. Reżyser już dawno przyjął nasze zaproszenie.
Gazeta Wyborcza, Wrocław, 28 kwietnia 2008
Zapraszamy do dyskusji na forum NH