Mniej więcej półtora roku temu Kostas Georgakopulos, wrocławski muzyk odpowiedzialny za część muzyczną festiwalu Era Nowe Horyzonty, z entuzjazmem opowiadał mi o nowym wcieleniu amerykańskiego wokalisty, kompozytora i multiinstrumentalisty Mike'a Pattona.
Chodziło o projekt Mondo Cane (Pieski świat), który w opowieści Kostasa wyglądał dość specyficznie. Artysta - co rzadkie w jego dorobku - nie wykonywał autorskiego materiału, ale śpiewał włoskie popowe przeboje, i to w dodatku po włosku. Początkowo nie podzielałem zachwytów Kostasa, gdyż Patton był dla mnie przede wszystkim wokalistą słynnego Faith No More oraz twórcą kilku formacji, m.in. Mr. Bungle, Fantemas, Tomahawk czy Peeping Tom. Imponował mi wszechstronnością i rozrzutem stylistycznym swoich projektów, ale przede wszystkim ceniłem go za wieloletnią współpracę z Johnem Zornem, guru nowojorskiej awangardy, z którym nagrał 16 albumów. Zupełnie nie rozumiałem, dlaczego wziął się za włoskie przeboje Drupiego czy Adriano Celentano, które w młodości kaleczyły mi uszy i kojarzyły się z totalnym kiczem. Zastanawiałem się, po co mu to? Ale zmieniłem zdanie, kiedy zobaczyłem na DVD zapis koncertu Mondo Cane na Holland Festival 2008, a w internecie znalazłem długi wywiad, w którym artysta mówił o swojej miłości do Włoch. Miał żonę Włoszkę i sześć lat mieszkał w Bolonii. Nie mówił po włosku, ale postanowił, że nauczy się języka z radia. Słuchając audycji, uczył się słówek, akcentu, brzmienia. To właśnie wtedy odkrył włoską muzykę. Po rozstaniu z żoną i powrocie do Stanów, postanowił zagrać i zaśpiewać te piosenki.
Na projekt Mondo Cane, którego nazwa została zaczerpnięta z tytułu kontrowersyjnego włoskiego filmu dokumentalnego Paolo Cavary i Gualtiera Jacopettiego z 1962 roku (będzie pokazany na festiwalu), składa się kilkanaście włoskich przebojów z lat 50. i 60., czyli złotej ery włoskiej muzyki. Na scenie wokaliście towarzyszą orkiestra i chór. Podczas koncertów Patton występuje w eleganckich garniturach i wygląda jak amant ze starych filmów. Mówi: - Właśnie o taki przegięty image mi chodziło. O totalną zgrywę i dobrą zabawę, nie tylko z dźwiękami, ale z całym włoskim stereotypem macho z brylantyną na włosach.
Piosenki zaaranżował po swojemu, ale z szacunkiem do tematu, partie wokalne wzbogacił o typowe dla siebie elektroniczne brzmienia i eksperymenty wokalne (zupełnie szalone jest wykonanie utworu "Urlo negro"). Komentuje to tak: - W kategorii nagrywania nowych wersji cudzych utworów to było jedno z największych wyzwań, przed jakimi stanąłem.
Zmienił popowe kawałki w coś na kształt profesjonalnego kabaretu muzycznego. Nad całością przedsięwzięcia czuwał i wspierał muzyka włoski kompozytor muzyki filmowej Daniele Luppi. We Wrocławiu na Wyspie Słodowej obok Mike'a Pattona wystąpią: jego siedmioosobowy zespół, trzyosobowy chór oraz dwunastoosobowa wrocławska The Film Harmony Orchestra. Program koncertu jest różnorodny i obejmuje utwory od manifestu muzyki pop "Urlo negro" aż po piosenki miłosne takie jak "Senza fine" czy zabawowe przyśpiewki typu "Pinne, fucile ed occhiali". Patton śpiewa również "O Venezia" Nino Roty, "Dio come ti amo" Domenico Modugno i " Storia d'amore" Adriano Celentano. Wykonuje także nową wersję utworu Ennio Morricone "Deep Down" z kultowego filmu "Danger: Diabolik" z 1968 roku w reżyserii Mario Bavy.
Wrocławski koncert 22 lipca zainauguruje europejskie tournée Pattona promujące jego nową płytę "Mondo Cane" i będzie jego jedynym występem w Polsce.
Roman Gutek