"W krajach Europy Wschodniej sektor pozarządowy jest wciąż słabo rozwinięty, poza tym nie ma tradycji prywatnego mecenatu, jak w Ameryce. Czy nie obawia się pan, że kiedy państwo wycofa się z opieki nad tym obszarem, kulturę zastąpi show-biznes i rozrywka?
- To prawda, że sektor pozarządowy jest wciąż słaby, nie tylko zresztą w Europie Wschodniej, także we Francji. Ale istnieją polityczne i fiskalne sposoby, aby go wzmocnić. W USA i Japonii podatnik może odliczyć swoje wydatki na kulturę od podatku dochodowego. Należę do członków wspierających większości muzeów w Nowym Jorku i odliczam to od swoich podatków, to nie jest takie skomplikowane. Podobnie jest z członkostwem np. Carnegie Hall. Poza tym trzeba pamiętać, że show-biznes już tu jest. Trwa dyskusja, co jest rozrywką, a co kulturą, wielu ludzi z show-biznesu uważa się za część tego, co pan nazywa kulturą. (...)
Jaka powinna być misja państwa w obszarze kultury? Jakie sfery powinny pozostać pod ochroną publiczną?
- Przede wszystkim narodowe dziedzictwo, archiwa, zabytki, wszystko, co należy do narodowej historii. Tu nie ma sporu. Niechętnie odnoszę się natomiast do idei finansowania przez państwo twórczości. Nie podoba mi się idea państwowej interwencji w tej dziedzinie. Mamy tego dużo we Francji, rezultat jest taki, że zamówienia dostają ciągle ci sami artyści, ponieważ mają powiązania polityczne. Nie myślę, żeby to był dobry system. Przypominam, że pierwsze ministerstwo kultury zostało powołane w Związku Radzieckim w latach 20. Nie chcę przez to powiedzieć, że Francja propaguje za pomocą budżetu kulturalnego jakąś ideologię, tak jak to było w Związku Radzieckim, a dzisiaj dzieje się w Chinach. Ale jeśli nawet nie ma w tym ideologii, zawsze istnieje jakiś rodzaj osobistych znajomości, powiązań między artystami a politykami. Nie sądzę, aby to było dobre dla twórczości.
To kto powinien finansować twórczość?
- Lokalne władze, organizacje non profit i rynek.
A co ze sztuką krytyczną, wywrotową, eksperymentalną? Prywatny biznes niechętnie finansuje taką twórczość, woli rzeczy sprawdzone: muzykę pop, koncerty muzyki klasycznej, operę. Z kolei lokalni politycy często nie rozumieją kultury, traktują ją jako widowiskową oprawę. Nie ma tu miejsca na krytykę. Taka działalność jest możliwa tylko w silnych państwowych instytucjach.
- Idea, że tylko państwo może chronić sztukę krytyczną i eksperymentalną, bo rynek tego nie potrafi, nie przekonuje mnie. Historycznie nie znalazłby pan wielu przykładów państw, które celowo i świadomie finansowały sztukę krytyczną. To nie jest coś, czego by chcieli politycy odpowiedzialni za kulturę. Poza tym sztuka wywrotowa jest przeważnie spontaniczna, nie potrzebuje koniecznie dużych pieniędzy. Podobnie jest z eksperymentem. Z powodzeniem może je wspierać sektor non profit albo władze lokalne".